Wiosna wkroczyła do naszego obwodu wielkimi krokami, rozpoczął się okres prac polowych, można więc pokusić się o rzut okiem na efekty naszych ubiegłorocznych starań.
W ubiegłym roku, moglibyśmy być dumni z uzyskanych plonów, gdyby nie ... zwierzyna, która nie wykazuje takiej cierpliwości jak człowiek. Nasze poletko z brzegu, od strony drogi prezentowało się okazale, jednak za cienką ścianą łodyg rozciągało się pole zbuchtowanej uprawy. Nie pomógł rozciągnięty wokół i doglądany systematycznie elektryczny pastuch.
Pocieszający jest fakt, że w sumie nasza praca nie została zmarnowana, bo przecież robiliśmy to właśnie dla tej zwierzyny. Dodatkowo te dziki które zatrzymywały się na naszym poletku, nie szły dalej na pola rolników którym musielibyśmy później płacić za zniszczone uprawy. Koniec końców, praca nasza się opłaciła.
Jesienią, gdy już świat szykował się na zimę, my również przygotowaliśmy sobie zapasy w postaci kopców w których zmagazynowaliśmy 40 ton buraków. Początkowo oczywiście kopce zostały pieczołowicie ogrodzone i zabezpieczone bo przecież naszym celem było odłożenie ich zawartości na trudne chwile, później jednak, stopniowo w miarę potrzeb udostępnialiśmy je zwierzynie. Nie można powiedzieć, żeby nie cieszyły się popularnością. Wręcz przeciwnie, zainteresowanie było znaczne, co dało się zaobserwować na naszych kamerach wycelowanych w kopce.
Spożytkowanie w lecie zasobów tworzonych na zimę, jak miało to miejsce w przypadku naszej kukurydzy, poza korzyściami związanymi z zatrzymaniem zwierzyny w drodze na pola, ma jednak również swoje złe strony. Choć cieszyła nas możliwość podpatrywania wychodzących na żer watach, cały czas mieliśmy na uwadze, że zima zawsze jest dla zwierząt ciężkim i wymagającym okresem. Pomijając już nawet kwestię toczonej dyskusji na temat: "dokarmiać czy nie dokarmiać", bywają chwile, że nie sposób przejść obojętnie, nie pochylając się nad sytuacją zwierzyny. Tak właśnie było i w tym roku. W czasie, gdy cała przyroda, wyczerpana przedłużającym się okresem zimowym z utęsknieniem wyglądała już wiosny, zima nie dawała za wygraną powodując coraz większe straty. Mówi się trudno. Koło sięgnęło po rezerwy, zakupiło i rozwiozło po obwodzie 25 ton marchwi.